Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Konrad Sapela prowadził około 200 meczów w Europie, ale kończy karierę ZDJĘCIE

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Konrad Sapela prowadził około 200 meczów w Europie, ale kończy karierę
Konrad Sapela prowadził około 200 meczów w Europie, ale kończy karierę Archiwum Konrada Sapeli
Rozmowa z Konradem Sapelą z Łodzi, jednym z bardziej znanych sędziów piłkarskich w Polsce, który z powodu limitu wieku skończył karierę międzynarodową i szczebla centralnego.

Jest Pan jednym z bardziej rozpoznawalnych sędziów piłkarskich naszego regionu. Jak to wszystko się zaczęło?
Jak duża część chłopców z lat osiemdziesiątych chciałem zostać piłkarzem. Całe moje dzieciństwo i czasy szkoły podstawowej oraz średniej były naznaczone piłką nożną. To była moja miłość, pasja i sposób na spędzanie wolnego czasu. Ale poza grą w drużynie FC Podwórko nie udało mi się przebić na piłkarskie salony. Podczas studiów kolega z roku, który grał wtedy w A-klasie zaproponował mi pójście z nim na kurs sędziowski. Był rok 1991. Tak, to się zaczęło.

Prowadził Pan mecze z udziałem najbardziej znanych piłkarzy. Coś szczególnego utkwiło Panu w pamięci?
W samej tylko ekstraklasie zaliczyłem około 600 spotkań, na poziomie międzynarodowym pewnie jakieś 200, do tego kilka finałów Pucharu Polski, Superpuchary. Trochę się uzbierało. Z pewnością ze względu na moje osobiste sympatie to dwukrotne sędziowanie Barcelonie, w tym raz z udziałem Messiego. Prowadziłem mecze Ligi Mistrzów w wieku niecałych 30 lat. Było to dla mniej jak bajka. Sędziowanie Ronaldinho jeszcze w PSG, a następnie w Barcelonie. Zespoły typu Milan, czy Inter, które wtedy były skupiskiem wielu gwiazd. Na Realu Madryt uznaliśmy bramkę zdobytą ręką przez Raula w meczu z Leeds. Byłem totalnie załamany po tym meczu, gdyż częściowo siebie obwiniałem za niewychwycenie tego, choć z mojej pozycji to graniczyło wręcz z cudem. Ale jako ekipa sędziowska popełniliśmy błąd, co bardzo mnie bolało. Po meczu słowa otuchy otrzymałem od... jednego z zawodników Leeds. Niewiarygodne. Drużyna przegrywa 2:3, a gość pociesza podłamanego sędziego.Kiedyś w meczu Śląsk - Legia była sytuacja, w której na murawie wylądował obrońca gospodarzy. Piłkę z autu wrzucała Legia, która miała super okazję do doprowadzenia do sytuacji sam na sam z bramkarzem. Ale widząc to, poprosiłem grającego wtedy w Legii Michała Żyro, aby nie wrzucał tej piłki z autu, bo zawodnik Śląska leży na murawie i jest podejrzenie jakiegoś urazu. Michał bez problemu wstrzymał grę i nie wrzucił tej piłki. Nie zapomnę mu tego do końca życia. Super postawa.

Najbardziej pamiętne mecze, jakie Pan prowadził?
Pamiętam wszystkie debiuty - jako asystent w meczu trzeciej ligi, kiedy głównym był Jacek Żałoba, obecny kierownik ŁKS, drugiej i pierwszej ligi oraz ekstraklasy. I mój ostatni mecz Lech - Górnik, gdzie byłem asystentem oraz scenariusz, którego by sam Hitchcock się nie powstydził. Około 70 minuty kontuzji dozna łsędzia główny tego spotkania Jarek Przybył i na środek wszedł nasz łódzki sędzia, a mój wychowanek, Albert Różycki, który prowadzi mecze pierwszej i drugiej ligi. Debiut ekstraklasowych w niesamowitych okolicznościach. Do tego pierwsza decyzja - nieuznanie bramki dla Lecha przy stanie 1:1 ! Protesty, mobbingowanie, gorąca atmosfera na trybunach. Pod koniec meczu Górnik domagał się rzutu karnego, którego Albert nie przyznał. Okazuje się, że to kolejna bardzo dobra decyzja. W samej końcówce bramka na 2:1 dla Lecha. Stadion eksploduje. I za chwilę koniec meczu. Mój ostatni! Alberta pierwszy na tym poziomie.

Były też zapewne wpadki?
Nie za bardzo lubię termin wpadka. Po prostu błędy. Te się zdarzają bo... jesteśmy tylko ludźmi.Jest kilka decyzji, kiedy się okazało, że jednak spalonego nie ma, a chorągiewka poszła w górę. Lub odwrotnie. Ale w tym biznesie nie ma nieomylnego.
Oprócz meczów eksponowanych lig, spotkać można Pana także na boiskach klas niższych.

Zapewne miał Pan okazję spotkać się z B klasowym„folkolorem”. Najbardziej barwne wydarzenie?
Wszyscy zaczynali od tych lig. Na poziomie B, A klasy jest dużo folkloru. Pamiętam, gdy na jednym z obiektów zabrakło chorągiewki rożnej. A brak choćby jednej oznacza niemożliwość rozegrania spotkania. Więc za chorągiewkę robiła urwana dość duża gałąź z zaczepioną materiałową chusteczką jednego z działaczy. Podobnie kiedyś się stało, gdy zabrakło jednej z chorągiewek dla asystenta. Zawodnik schodzący w okolicach 30 minuty z informacją „Panie sędzio, ja już mam dość, idę do domu”. Pan był nieco wczorajszy... Byli kibice częstujący wódką w trakcie meczu.

W pańskie ślady poszła córka Laura.
Tak. Laura też złapała tego bakcyla. Jest już od kilku lat sędzią. I pasja nadal trwa. Do piłki, jak i do sędziowania. Cieszę się z tego, a zarazem na swój sposób stresuję jej sędziowaniem, Miałem okazję być na kilku jej meczach i mój poziom stresu był wtedy co najmniej taki jak na meczu Lech - Legia. Jako tata jestem strasznie z niej dumny.

Co sprawiło, że zdecydowała się sędziować mecze?
To była jej autonomiczna decyzja. Szczególnie jej do tego nie namawiałem, bo to ciężki kawałek chleba. Tym bardziej dla dziewczyny w naszym mało wyrozumiałym, niezbyt kulturalnym społeczeństwie. A do tego tak zawłaszczonym przez mężczyzn. A czasem przez tzw. super macho...

Czuje się Pan arbitrem spełnionym?
Grzechem byłoby stwierdzić, że nie. Zaczynając sędziowską przygodę nie myślałem, że moje doświadczenia będzie tak bogate. Oczywiście jest jeszcze kilka miejsc, których już jako sędzia nie odwiedzę. Ale w życiu podobno nie można mieć wszystkiego...

Mamy kryzys z naborem na sędziów. Dlaczego?
To ekstremalnie ciężka praca. Bo to jest praca. Bez względu na to, na jakim poziomie ją się wykonuje. Chamstwo, prostactwo, agresja różnego rodzaju, wszechwiedza kibiców, wrzeszczących rodziców, niewyrozumiałość ludzi zaangażowanych w piłkę nożną - to są realia naszej pracy. Możemy nazywać to dość barwnie folklorem, ale zbyt często ukazuje swoje oblicze ta szara, niezbyt miła twarz piłki nożnej. Sędziowie sędziują, gdyż... tak jak kibice, piłkarze, działacze, trenerzy po prostu kochają piłkę nożną. Chłopiec, czy dziewczyna w wieku nastoletnim, studenckim jedzie na jeden, drugi, trzeci mecz i za kilkadziesiąt złotych i poświęcenie połowy dnia na to, aby poprowadzić mecz, styka się właśnie z takimi realiami. I dochodzi do wniosku - co ja takiego złego zrobiłem, że tak ze mną „jadą”...? Ten problem narasta. Jeśli nie zaczniemy zmieniać tej atmosfery na lepsze, to za kilka lat piłka nożna na najniższych szczeblach będzie musiała się odbywać bez sędziów albo z ich minimalnym udziałem.

Nie sposób nie spytać o łódzkie środowisko. Są u nas młodzi sędziowie, którzy mają szansę pójść pana śladem?
Jest grupa młodych sędziów, którzy są temu mocno poświęceni. W ekstraklasie sędziuje Zbyszek Dobrynin, w tamtym sezonie zadebiutował Paweł Malec, który kontynuuje to także w tym sezonie. Nieoczekiwany debiut miał Albert Różycki. Jest też nasz już doświadczony Paweł Pskit. Następnie mamy grono młodych sędziów na poziomie trzeciej i czwartej ligi, którzy z czasem będą pukali do tych wyższych szczebli. Z pewnym optymizmem patrzę w przyszłość.

I jeszcze na koniec. Jak pan ocenia jesienne występy Widzewa i ŁKS?
Ciężko jednoznacznie to oceniać i powinno się to zostawić specjalistom od piłki, a nie od sędziowania. Ale sądzę, że z nadzieją powinniśmy patrzeć na rundę wiosenną. I wyczekiwać awansu jednych, jak i drugich. Pierwsza liga jest specyficzna. Natomiast uważam, że obie drużyny mają potencjał do walki o awans. Kluby, z taką historią, z taką społecznością kibicowską, zapleczem w postaci stadionów, ośrodków treningowych są wręcz skazane na sukces. Odpowiednio prowadzone muszą odnieść sukces w postaci awansu, czy też powrotu do ekstraklasy. Pytanie bardziej brzmi - kiedy, niż - czy? Kibicuję jednym i drugim.

Klasy niższe. Obserwuje pan środowisko, w których klubach widzi więc pan potencjał?
Mamy coraz ładniejsze obiekty. Na niektórych z nich nie byłem długimi latami. A teraz takie miejsca jak Warta Sieradz, Sokół Aleksandrów, czy choćby kameralne Kwiatkowice, to już całkiem inny świat. To także ma dużą wartość dla tych lokalnych społeczności. Według mnie, kluby na tych lokalnych poziomach powinny skupiać się na tym, aby jak najwięcej dzieciaków po prostu grało w piłkę. Pierwsza drużyna powinna znaleźć dla siebie odpowiednie miejsce w kontekście szeroko pojętego potencjału organizacyjnego, finansowego, logistycznego i adekwatnego do tego poziomu rozgrywek. Sport to super edukacja !

Konrad Sapela prowadził około 200 meczów w Europie, ale kończy karierę

Konrad Sapela prowadził około 200 meczów w Europie, ale końc...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Konrad Sapela prowadził około 200 meczów w Europie, ale kończy karierę ZDJĘCIE - łódzkie Nasze Miasto

Wróć na brzeziny.naszemiasto.pl Nasze Miasto